Zanim pojechaliśmy do naszej Matki, aby spojrzeć jej w oczy i omodlić wszystko, zajechaliśmy na kilkanaście minut w jedno bardzo ciekawe miejsce. A mianowicie…..Plac Trzech Kultur, to symboliczne miejsce powstania nowej rasy metyskiej w wyniku połączenia ras hiszpańskiej i indiańskiej. Tutaj też Jan Diego zdawał relację Biskupowi Zumarraga z Objawień Najświętszej Marii Panny z Guadalupe. Tam zerknęliśmy na ruiny ostatniej azteckiej twierdzy Tlatelolco oraz odwiedziliśmy kościół Św. Jakuba zbudowany w 1524 roku.

W czasach współczesnych miejsce to było świadkiem masakry studentów w dniu 2 października 1968 roku. I chyba to jest główny powód, dlaczego to miejsce jest tak ważne Meksykańczykom.

No i stało się!

Przed nami punkt kulminacyjny całej pielgrzymki (chodź to dopiero był początek) – przejazd do Bazyliki Najświętszej Marii Panny z Guadalupe, gdzie podziwialiśmy ołtarz, w którym znajduje się oryginalny Wizerunek Panienki. Pojawił się on na tilmie Jana Diego 12 grudnia 1531 roku. Jakże niesamowite to miejsce. Mimo tysięcy, a nawet milionów ludzi, pełne spokoju i ładu. Tam słychać najlepiej szept modlitwy i przeciąganych przez dłonie paciorków różańca. Tam też sprawowałem dwa razy Eucharystię. Dla mnie to było niesamowite wydarzenie, poryw serca.

Papieże nazywali ją Królową Meksyku, niebiańską Patronką Ameryki Łacińskiej. Wierni zaś nazywają ją Różą Meksyku, Królową Nieba, Czarną Dziewicą, Matką z Tepeyac.

Był sobotni poranek, 9 grudnia 1531 roku. Jak co tydzień, Juan Diego przemierzał ponad dwadzieścia kilometrów do kościoła w Tenochtitlan, żeby wziąć udział we Mszy św. i katechizacji. Wtem, na wzgórzu Tepeyac, zobaczył Maryję. Była ubrana w różową tunikę, okryta błękitnym płaszczem. Opasana była czarną wstęgą, co dla Azteków znaczyło, że była brzemienna. Powiedziała wtedy do Juana Diego w jego ojczystym języku: „Drogi synku, kocham cię. Jestem Maryja, zawsze Dziewica, Matka Prawdziwego Boga, który daje i zachowuje życie. On jest Stwórcą wszechrzeczy, jest wszechobecny. Jest Panem nieba i ziemi. Chcę mieć świątynię w miejscu, w którym okażę współczucie twemu ludowi i wszystkim ludziom, którzy szczerze proszą mnie o pomoc w swojej pracy i w swoich smutkach. Tutaj zobaczę ich łzy. Ale uspokoję ich i pocieszę. Idź teraz i powiedz biskupowi o wszystkim, co tu widziałeś i słyszałeś”.

Juan Diego uczynił, jak mu Maryja poleciła, ale biskup nie dał wiary jego słowom i domagał się dodatkowego znaku. 12 grudnia 1531 roku Maryja powiedziała Juanowi Diego, by wszedł na szczyt wzgórza. Choć była zima i nie był to czas na kwiaty, rosły tam śliczne róże. Juan Diego nazrywał całe naręcze kwiatów. Maryja sama starannie je poukładała, a on schował te kwiaty do tilmy, swojego indiańskiego płaszcza, i poszedł do biskupa. Tam odsłonił płaszcz, z którego wysypały się kwitnące kwiaty, a na płótnie ukazał się wizerunek Maryi. Biskup uklęknął, prosząc Maryję o wybaczenie swego niedowiarstwa. Zatrzymał płaszcz Juana Diego z wizerunkiem u siebie w kaplicy, a po kilkunastu dniach, 24 grudnia, przeniósł go uroczyście do skromnej kaplicy, wybudowanej w miejscu objawień, wypełniając tym samym życzenie Czarnej Dziewicy, by zbudować dla niej świątynię.

Na wizerunku Maryja ma zamyśloną twarz. Jest ciemnej karnacji. Ma na sobie czerwoną szatę, spiętą pod szyją spinką w kształcie krzyża. Cała postać jest okryta błękitnym płaszczem ze złotą lamówka i gwiazdami. Włosy ma starannie zaczesane, ręce złożone, a pod stopami półksiężyc. Poniżej ukazany jest jakby podtrzymujący wszystko serafin. Za całością postaci widać owalną tarczę z promieniami. Płaszcz Juana Diego z tym wizerunkiem do dzisiaj przechowywany jest w sanktuarium Matki Bożej w Guadalupe. Po badaniach stwierdzono, że nie ma on znanych barwników, ani też śladów malowania pędzlem. To, co jednak najbardziej zastanawia, to fakt, że płótno indiańskie z agawy ulega biodegradacji po około 20 latach, a wizerunek z Guadalupe powstał prawie 500 lat temu.

Zobaczymy Starą i Nową Bazylikę, ich przepiękne ogrody, weszliśmy do Kapliczki na Wzgórzu. Był również czas na osobistą refleksję, modlitwę. Jeszcze tu wrócimy…