Na Wyżynie Meksykańskiej, kilkadziesiąt km od Mexico City, wyłaniają się moim oczom imponujące piramidy. Normalnie zapiera oddech w piersi. Są to pozostałości monumentalnej zabudowy Teotihuacan – największej metropolii prekolumbijskiej Ameryki, założone najpewniej na przełomie II i I w. p.n.e.
Miejsce, gdzie według Azteków rodzili się bogowie. Miasto, które rozwijało się do VIII wieku. Budowniczowie tego miasta to wielka zagadka. Do dzisiaj jest to niewyjaśniona zagadka dotycząca przede wszystkim tego, jakim językiem posługiwała się ludność, która zbudowała tę potężną metropolię. W czasach świetności w V w. n.e. miasto to rozciągało się na powierzchni 20 km kw. i liczyło 100 tys. mieszkańców.
Jego główną osią jest tzw. Aleja Umarłych, czyli 4-kilometrowa droga zamknięta z jednej strony Piramidą Księżyca, a z drugiej – Cytadelą, której główną budowlą jest Piramida Upierzonego Węża. Pośrodku tej drogi stoi natomiast Piramida Słońca wznosząca się na wysokość 60 metrów. Ufff…
Udało mi się wdrapać na Piramidę Słońca….chodź nie było łatwo, przy panującym upale i sporej wysokości schodach. Ale widoki z tego miejsca są nieziemskie. Warto było!
Atrakcją tego dnia była również degustacja tequili.
W lokalnym warsztacie poznaliśmy obróbkę kamienia – obsydian, z którego mieszkańcy Teotihuacan wyrabiali przepiękne maski i figurki, inkrustowane srebrem i kamieniami szlachetnymi.