Jak wiecie uwielbiam rower.

Lubię poznawać różne zakątki naszego regionu. Tym razem wybrałem się do Świętego Miejsca…co to jest? Sami poczytajcie! Warto tam być i poznać fascynującą, tajemniczą historię…

W swoim wpisie posiłkowałem się tekstem Pani Heleny Wysockiej, z portalu naszemiasto.pl. Wykonała kawał dobrej roboty. Opracowanie rewelacyjne i z dreszczykiem. Dzięki:)

Święte Miejsce znajduje się nad Rospudą, w Puszczy Augustowskiej.

Aby tam dojechać trzeba kierować się na Raczki, a dalej wypatrywać tabliczek, które wskazują leśny, dziurawy trakt. Uroczysko to kilka ogrodzonych starym płotem krzyży, drewniane świątki i niewielka kapliczka. Też drewniana, której ściany od wewnątrz obwieszone są obrazami świętych, różańcami i krzyżykami. Jest ich tak wiele, że aż trudno zliczyć. Drzwi do kapliczki są zawsze otwarte, a stromymi schodkami można wejść na pięterko, gdzie również na ścianach próżno by szukać wolnego miejsca. Obrazek wisi przy obrazku, a na nich różańce. To dary wiernych, którzy przyjechali do uroczyska w nadziei na cud. Czy go doznali, mieszkańcy okolicznych wsi takiej wiedzy nie mają.

Kaplica znajduje się pośrodku niewielkiej polany, wśród starych drzew, nad brzegiem krętej Rospudy i w pobliżu malutkiej rzeczki Jałówki, która łączy Rospudę z jeziorem. Mówi się też, że Jałówka potrafi zawracać swój bieg. Na uroczysku uwagę przykuwa duży krzyż, a na nim miedziana tabliczka, którą wykonał nieżyjący już proboszcz parafii w Janówce i pasjonat historii ks. Antoni Kochański. Duchowny tropił ślady Jaćwingów i napisał na tabliczce, że ów krzyż został postawiony w 1283 roku na pamiątkę ich chrztu. Twierdzi, że sakrament przyjęło wówczas około 1600 dusz i w obawie przed prześladowaniami ze strony niechrzczonych Jaćwingów wyemigrowali z tych terenów. Ale regionoznawcy i historycy tezy tej nie potwierdzają. Historyk Wojciech Batura przypomina, że na części spróchniałego krzyża widniała inna, znacznie późniejsza data – rok 1857.

Od kiedy miejsce uznawane jest za święte, trudno powiedzieć. Historycy dotarli do dokumentów biskupa wigierskiego, który w 1811 roku zalecał dziekanowi augustowskiemu, aby „część zabobonną w parafii szczeberskiej na miejscu uroczysko Jałówka przy pniu sosny oddawaną starał się usunąć wyprowadzając lud z omamienia, w którym pozostaje”. Oczywiście, zalecenia biskupa na niewiele się zdały. Potępiany przez kler kult nie tyle nie upadł, co się nawet nie zachwiał.

Historii Świętego Miejsca jest tyle, co opowiadających ją ludzi. Według jednego z podań, słynącej z ogromnej pobożności dziewczynie, pasącej bydło nad Rospudą, ukazała się na okazałym dębie Matka Boska. Wiadomość o tym szybko się rozniosła po okolicy i ludzie zaczęli tłumnie odwiedzać cudowne miejsce, wydeptywać okoliczne łąki i przy okazji niszczyć małe sadzonki drzew, co nie spodobało się miejscowemu gajowemu. Mężczyzna pewnego dnia zdenerwował się, ściął to drzewo i puścił je do rzeki w nadziei, że pozbędzie się raz na zawsze kłopotu. Ale rozłożyste konary dębu sprawiły, że nie ruszył on z miejsca.
Ta historia też była różnie opowiadana. Niektórzy bowiem twierdzili, że obraz Matki Boskiej na dębie ujrzała nie pasterka, a miejscowy Żyd. Natomiast mężczyzna, który ściął święte drzewo, raz był w tych opowieściach leśnikiem, innym razem Niemcem, a nawet carskim generałem mieszkającym w Mazurkach. Kim by nie był, to podobno spotkała go za świętokradztwo zasłużona kara. Miejscowi mówią, że podczas ścinania dębu rozpętała się burza i piorun uderzył w pałac generała. Ogień strawił cały majątek.


Jedna z legend też głosi, że w Świętym Miejscu na Jaćwingów napadli Tatarzy. Zaatakowani schronili się przed napastnikiem na drzewie, a uratowała ich Matka Boska, która ukryła Jaćwingów pod swoim niewidocznym płaszczem. Wściekli agresorzy ścieli drzewo i chcieli je spalić, ale nie udało im się, bo tylko się tliło. Wrzucili więc je do wody sądząc, że spłynie z nurtem i też na próżno. Drzewo ciągle powracało na to samo miejsce. Wtedy wystraszeni Tatarzy sami wykonali nowy krzyż i ustawili go na środku polany. Od tego czasu mieszkańcy okolicznych wsi co roku, w dniu Świętego Jana, zbierali się w uroczysku i modlili. Składali ofiary i odbywali rytualne kąpiele. Obmywali się i chorzy, i zdrowi. Pierwsi, aby pozbyć się dolegliwości, a drudzy, by choroba ich nigdy nie dopadła. Wielu z nich moczyło swoje koszule w rzece, aby choroba na zawsze odpłynęła. Z kolei cierpiący na bóle głowy czy szyi mokrymi chustkami i szalikami obowiązywali stojące wokół kaplicy krzyże. A pod nimi układali dary – jaja, sery czy płótna. Zdarzało się też, że w drewniane krzyże wbijano pieniądze, które później zbierał do skarbonki kościelny lub organista z Janówki.
Jest jeszcze jedna opowieść dotycząca Świętego Miejsca. Otóż wiadomo, że w pobliżu dworu w Dowspudzie stała cerkiew. To raptem siedem kilometrów od Świętego Miejsca i stąd przypuszczenie, że krzyże stoją na miejscu cerkiewnego cmentarza.
Obyczaj zostawiania naturalnych ofiar przy grobach i obwiązywania krzyży ręcznikami zachował się do tej pory przy obchodach święta zmarłych na Białorusi, szczególnie na Mińszczyźnie – podkreśla historyk Wojciech Batura.
Nie wiadomo jednak, czy aż tak daleko wożono by zmarłych. Być może gajowy z leśnictwa Rospuda miał rację mówiąc, że jakaś świątynia znajdowała się na terenie obecnego Ślepego Jeziorka. Ale zapadła się pod ziemię i w jej miejscu pojawiła się woda. Dziś, gdy dzwonią na sumę w raczkowskim kościele, to siedzący nad jeziorkiem podobno słyszą wydobywający się z głębokiej toni dźwięk dzwonów.


Mówi się też, że tajemnica Świętego Miejsca tkwi w zupełnie czym innym. Że kiedy przybity wojennymi zawieruchami lud szukał gdzie tylko się da oznak nadziei i łaski Bożej, dostrzegł ją w niepojętym zjawisku. W tym, że malutka rzeczka Jałówka jak na zawołanie potrafi zmieniać swój bieg.

źródło: https://augustow.naszemiasto.pl/swiete-miejsce-kolo-raczek-w-kapliczce-blagaja-o-cud-a-w/ar/c1-8208867

I w zimowej odsłonie.