Od kilku lat Liban kojarzy się z ojcem Szarbelem, maronickim pustelnikiem i świętym Kościoła katolickiego. Jego popularność w Polsce rośnie tak bardzo, że w listopadzie 2017 r. Gremium Episkopatu podjęło decyzję w sprawie pisowni imienia świętego Pustelnika. Po zasięgnięciu opinii arabistów i Rady Języka Polskiego PAN możemy już pisać Szarbel, a nie Charbel, jak dotychczas. Jego życiorys możecie poznać na końcu wpisu.

Po spotkaniu z Matką  – Harissą, dotarliśmy do Annaya. To miejscowość leżąca zaledwie 9 km od Byblos, na wysokości 1200 m.n.p.m. Jej główną atrakcją, która ściąga pielgrzymów i turystów z całego świata jest klasztor maronicki, w którym długie lata żył i został pochowany św. Szarbel. Wzniesiono wtedy niewielki budynek, któremu nadano wezwanie apostołów Piotra i Pawła. Budowę dzisiejszego klasztoru rozpoczęto w latach 20-tych XIX stulecia.

To miejsce urzeka skromnością, atmosferą modlitwy i mimo tłumów – ciszą. Kiedy już uda się wspiąć samochodem po górskich drogach, nagle, przed murami wcale nie tak dużego klasztoru, pojawia się postać świętego Szarbela. Dużych rozmiarów figura wita przybywających pielgrzymów. Tuż za nią znajduje się miejsce pierwotnego pochówku świętego. Maronicki Patriarcha nakazał przeniesie ciała do wnętrza klasztoru po tym,  gdy zaczęła się z niego wydobywać oleista substancja.

Kościół dzieli się na dwa poziomy. W górnym nieustannie trwają modlitwy, często sprawuje się Eucharystię. W dolnym, w dużej kaplicy, ukryto grób Świętego. Bardzo czekałem na to spotkanie… To właśnie tu, od 1952 r. spoczywają doczesne szczątki mojego Szarbela. Złożono je w nagrobku zbudowanym z drzewa cedrowego, który kryje w sobie żelazną trumnę. Od wnętrza kościoła oddziela do żelazna krata. Tuż przed nią ustawiono prosty ołtarz, przy którym grupy pielgrzymów zatrzymują się, by uczestniczyć w Eucharystii. Dane mi było celebrować Mszę św. właśnie w tym miejscu. Muszę przyznać, że bardzo to przeżyłem, a spowiedź św. na zapleczu kaplicy dalej wydaje owoce w moim życiu.

Urzekający jest widok chrześcijan różnych narodowości, o różnym kolorze skóry, zatopionych w modlitwie. Dyskretne światło płonących świec i zapach kadzidła pomagają w kontemplacji, pozwalają bardziej, głębiej wejść w samego siebie. To jest miejsce, w którym modlitwa przestaje być wysiłkiem, bardzo łatwo o wewnętrzne skupienie.

Nieco wyżej usytuowany jest kościół klasztorny, zbudowany z białego kamienia, zresztą jak całość kompleksu. Prezbiterium stanowi półkolista wnęka z obrazem św. Szarbela. Prosty wygląd kościoła sprzyja modlitewnej zadumie. Jak zauważyłem, sporo ludzi się tam zatrzymuje na osobiste spotkanie z Panem.

W niewielkim muzeum poświęconym świętemu można zobaczyć liturgiczne szaty, które ubierał do Mszy św., a także te, które zmieniano już po śmierci z powodu płynu wydobywającego się z ciała. Zgromadzono tu także setki listów, które docierają z całego świata z prośbą o modlitwę. Uwagę przyciągają naczynia liturgiczne sprzed dwóch stuleci. Wota pozostawione przez pielgrzymów świadczą o licznych cudach, które dokonały się za wstawiennictwem Szarbela. Każdy z nas w takim momencie może prosić o cud uzdrowienia własnego serca.

Po beatyfikacji świętego w 1965 r. do Annaya zaczęło przybywać tak wielu pielgrzymów, że zrodziła się konieczność przystosowania sanktuarium do rosnących potrzeb. W tym celu wybudowano kościół i hotel. Ten pierwszy wybudowano przy zachodniej stronie kompleksu, na architektonicznym planie koła z ołtarzem wystawionym pośrodku. Ten drugi, tuż obok.

Po opuszczeniu klasztoru tzw. Drogą Świętych, można dotrzeć do eremu, gdzie żył św. Szarbel. Tu spędził 23 lata swego życia i tu oddał ostatnie tchnienie. Tu także modlił się w wykutym w skale kościele św. Piotra i Pawła. Jedna z cel zawiera niewielki zbiór naczyń i książek, z których korzystał święty mnich. Sprzed mnisich cel rozciąga się wspaniały widok na pobliskie góry.

Spełnia się moje marzenie…BYŁEM!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Józef Makhlouf urodził się 8 maja 1828 roku w miejscowości Beka Kafra, położonej sto czterdzieści kilometrów na północ od Bejrutu, na wysokości tysiąca ośmiuset metrów n.p.m. Przyszedł na świat w katolickiej rodzinie maronitów. Jego rodzinna miejscowość położona jest w słynnej Wadi Kadisza, Świętej Dolinie, która kryła wiele grot zamieszkałych przez mnichów eremitów. Był najmłodszym z pięciorga rodzeństwa. Miał dwóch braci i dwie siostry. Jego rodzina wiodła skromne życie, utrzymując się hodowli bydła i pracy na roli. Ojciec Józefa zmarł, gdy ten miał zaledwie trzy lata. Po pewnym czasie matka ponownie wyszła za mąż. Ojczym Józefa był stałym diakonem.

 

On sam, gdy miał dwadzieścia trzy lata, uciekł z domu i wstąpił do nowicjatu w Klasztorze Matki Bożej. To właśnie tam przyjął imię Szarbel. Gdy rodzina odnalazła go, na próżno starano się go nakłonić do powrotu do domu. Po pewnym czasie młody mnich poprosił o przeniesienie do dalekiego klasztoru św. Marona w Annaya. Ponoć całą drogę przebył pieszo. Pierwsze śluby zakonne przyjął w 1853 roku, po czym władze klasztorne wysłały go na pięcioletnie studia teologiczne do Kfifane. To właśnie tam poznał swego mistrza duchowego Nimatullaha Al-Hardiniego, od którego nauczył się skrupulatnego przestrzegania reguły zakonnej. Szarbel przyjął święcenia kapłańskie w 1859 roku i po ukończeniu studiów powrócił do Annaya. Tam spędził kolejne piętnaście lat swego życia monastycznego. Przełożeni zgodzili się na jego prośbę, którą wystosował w 1875 roku, by przenieść się do eremu położonego na wysokości tysiąca czterystu metrów. Zamieszkał w celi o powierzchni sześciu metrów kwadratowych. Jedyne sprzęty, które wówczas posiadał, to lampa i dzban oraz siennik z dębowych liści, pokryty kozią skórą. Miał także kilka książek.

 

Szarbel osłabł 16 grudnia 1898 roku podczas sprawowania Eucharystii. W chwili podniesienia stracił przytomność. Zmarł 24 grudnia. Śnieg zasypał wówczas wejście do eremu, jednak mieszkańcy najbliższej wioski w dziwny sposób odczuli, co się stało. Odgarnęli śnieg i następnego dnia, w Boże Narodzenie, pochowano mnicha w grobie przyległym do muru klasztoru. Już w pierwszą noc po pogrzebie nad grobem Szarbela pokazało się światło, które oświetlało okolicę przez najbliższe czterdzieści pięć nocy. Tysiące chrześcijan, ale także muzułmanów, przychodziło na miejsce spoczynku zakonnika, przyciągnięte fascynującą łuną. Maronicki patriarcha nakazał przeniesienie ciała zmarłego do klasztoru. Zostało ono obmyte i odziane w nowe szaty. Zakonnicy musieli zmieniać je co dwa tygodnie, gdyż ciało zaczęło wydzielać oleistą substancję. To właśnie wtedy zaczęły się cudowne uzdrowienia.