Będąc wraz z przyjaciółmi w Polanicy Zdrój na krótkim urlopie, oprócz błogiego lenistwa, wybraliśmy się w Góry Stołowe. Była niesamowita okazja na zdobycie „królewicza” tego pasma górskiego – Szczelińca Wielkiego. Polecam zresztą samą Polanicę jako bazę wypadową, miasteczko piękne i wielu niespodzianek. Ale o tym może kiedyś. Teraz Szczeliniec. Co to za szczyt?
Aaaa, aby dotrzeć na parking tuż przed wejściem na szczyt (Karłów), mijamy po drodze słynną trasę Stu Zakrętów. I to robi spore wrażenie. W zasadzie za każdym zakrętem jest coś nowego i pięknego, a kaskady leśne od czasu do czasu pozwalają zerknąć w piękne wąwozy.
Szczeliniec jest najwyższym szczytem Gór Stołowych. Trasa jest dość łatwa, ale za to obfituje w piękne widoki. Bo to w zasadzie dla nich się idzie😊. Mijamy przeróżne skalne labirynty, które kryją w sobie niesamowite tajemnice. Tylko kto o nich wie? No właśnie…
Szliśmy do schroniska – to pierwszy cel „spaceru”. Trasę wyznaczał nam żółty szlak, który prowadził do przełęczy pomiędzy Małym i Wielkim Szczelińcem. Samo schronisko małe i w tym okresie (sierpniowym) bardzo zatłoczone. Ale udało się kupić zimną wodę i ruszyć dalej. Wybudowane w 1845 r., potocznie nazywane Szwajcarką, jest drugim schroniskiem, obok tatrzańskiego w Dolinie Pięciu Stawów, gdzie towarów nie można dowieźć samochodem. Co ciekawe, jest to jedno z najstarszych schronisk w Sudetach. Aby dotrzeć z Karłowa do schroniska musieliśmy pokonać 665 schodów – ufff. Ale warto ponieść trud dla pięknego widoku, który z tarasu rozpościera się na w czeską cześć Gór Stołowych, nazw nie pamiętam. Po drodze mijaliśmy Ucho Igielne i przez nie się przecisnąć. Warto zatrzymać się ta na chwilę i zrobić fotkę😊.
Po krótkim odpoczynku mieliśmy dylemat. Zejść tym samym szlakiem, czy uiścić małą opłatę i zejść przez Labirynt Skalny. Hm? Odpowiedź jest jasna! Kto schodzi tym samym szlakiem? Tylko amatorzy😊. Przed nami zielona trasa pełna drabinek i zacienionych miejsc, co przy takiej pogodzie bardzo nam odpowiadało. Po kilku minutach wędrówki dotarliśmy do tarasu widokowego na północnej krawędzi Szczelińca Wielkiego. Stamtąd już możemy dostrzec symbol Wielkiego Szczelińca – Małpoluda.
I….schodzimy do Piekiełka. Piekiełko to głęboka na 25 metrów szczelina, równoległa do północnej krawędzi Szczelińca Wielkiego. Brrr…Brakowało tam gotujących smołę garów i rogatych istot biegających z widłami he he.
Na szczęście przed nami pojawiła się perspektywa tarasu widokowego o nazwie Niebo. Zdecydowanie lepiej się tu czuje. Na horyzoncie widać stąd Góry Bardzkie oraz Złote.
Lawirując wśród skał doszliśmy do bardzo ciasnej szczeliny, która przejść trzeba było na kolanach. Uff – zmieściłem się, ale przy tym stałem się sporym fotograficznym obiektem dla moich przyjaciół.
Przed nami Słoń, w zasadzie skała, która go przypomina i do wyboru piękne, dwa tarasy widokowe. Wybraliśmy ten po lewej, podobno piękniejszy. I było warto bajka! Stamtąd już blisko do parkingu.
Polecam z całego serca wejście na Szczeliniec. Wejście z grupą przyjaciół, zagwarantuje wam dobrą zabawę i będzie ktooooośśśśś, kto zrobi piękne zdjęcia.